Info
Ten blog rowerowy prowadzi damzac z miasteczka Myszków. Mam przejechane 14413.44 kilometrów w tym 3300.38 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.81 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Wrzesień2 - 0
- 2024, Sierpień7 - 0
- 2024, Lipiec6 - 0
- 2024, Czerwiec2 - 0
- 2024, Maj2 - 0
- 2024, Kwiecień9 - 0
- 2024, Marzec3 - 0
- 2024, Luty2 - 0
- 2024, Styczeń2 - 0
- 2023, Grudzień3 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik2 - 0
- 2023, Wrzesień12 - 0
- 2023, Sierpień9 - 0
- 2023, Lipiec5 - 0
- 2023, Czerwiec7 - 0
- 2023, Maj3 - 0
- 2023, Kwiecień7 - 0
- 2023, Marzec2 - 0
- 2023, Luty2 - 0
- 2023, Styczeń1 - 0
- 2022, Grudzień2 - 0
- 2022, Listopad2 - 0
- 2022, Październik3 - 0
- 2022, Wrzesień5 - 0
- 2022, Sierpień3 - 0
- 2022, Lipiec2 - 0
- 2022, Czerwiec2 - 0
- 2022, Maj4 - 0
- 2022, Kwiecień2 - 0
- 2022, Marzec6 - 0
- 2022, Luty3 - 0
- 2022, Styczeń1 - 0
- 2021, Grudzień1 - 0
- 2021, Listopad3 - 0
- 2021, Październik4 - 0
- 2021, Wrzesień3 - 0
- 2021, Sierpień3 - 0
- 2021, Lipiec8 - 0
- 2021, Czerwiec13 - 0
- 2021, Maj6 - 0
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2020, Grudzień5 - 0
- 2020, Listopad2 - 0
- 2020, Październik1 - 0
- 2020, Wrzesień2 - 0
- 2020, Sierpień4 - 0
- 2020, Czerwiec5 - 0
- 2020, Maj3 - 0
- 2020, Kwiecień4 - 0
- 2020, Marzec1 - 0
- 2020, Luty1 - 0
- 2020, Styczeń5 - 0
- 2019, Grudzień8 - 0
- 2019, Listopad4 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień7 - 0
- 2019, Lipiec7 - 0
- 2019, Czerwiec3 - 0
- 2019, Maj3 - 0
- 2019, Kwiecień10 - 0
- 2019, Marzec10 - 0
- 2019, Luty8 - 0
- 2018, Grudzień5 - 0
- 2018, Listopad5 - 0
- 2018, Październik5 - 0
- 2018, Wrzesień1 - 0
- 2018, Sierpień11 - 0
- 2018, Lipiec5 - 0
- 2018, Czerwiec8 - 0
- 2018, Maj7 - 0
- 2018, Kwiecień3 - 0
- 2017, Maj4 - 0
- 2016, Lipiec1 - 0
- 2016, Czerwiec1 - 0
- 2016, Maj3 - 0
- 2015, Październik1 - 0
- 2015, Wrzesień4 - 0
- 2015, Sierpień8 - 0
- 2015, Lipiec4 - 2
- 2015, Czerwiec6 - 2
- 2015, Maj3 - 0
- 2015, Kwiecień1 - 1
- 2015, Marzec1 - 1
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Grudzień1 - 0
- 2014, Listopad4 - 0
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień8 - 1
- 2014, Lipiec2 - 3
- 2014, Czerwiec6 - 0
- 2014, Maj8 - 0
- 2014, Kwiecień1 - 1
- 2013, Wrzesień1 - 0
- 2013, Sierpień1 - 0
- 2013, Lipiec8 - 5
- 2013, Czerwiec3 - 4
- 2013, Maj2 - 2
- 2012, Lipiec2 - 2
- 2011, Wrzesień1 - 1
- 2011, Sierpień2 - 8
- 2011, Lipiec3 - 1
- 2011, Czerwiec1 - 0
- 2011, Maj4 - 1
- 2011, Kwiecień2 - 2
- 2010, Wrzesień1 - 7
- 2009, Wrzesień3 - 3
- 2009, Sierpień5 - 1
- 2009, Lipiec4 - 2
- 2009, Czerwiec3 - 2
- 2009, Maj1 - 1
- 2009, Kwiecień3 - 0
- 2009, Luty1 - 0
- 2009, Styczeń1 - 0
- 2008, Grudzień2 - 2
- 2008, Listopad5 - 5
- 2008, Październik5 - 0
- 2008, Wrzesień6 - 0
- 2008, Sierpień9 - 5
- 2008, Lipiec22 - 7
- 2008, Czerwiec21 - 3
- 2008, Maj19 - 7
- 2008, Kwiecień18 - 4
- 2008, Marzec7 - 1
- 2008, Luty7 - 0
- 2008, Styczeń2 - 0
- 2007, Październik3 - 0
- 2007, Wrzesień2 - 0
- 2007, Czerwiec1 - 0
wspólne rowerowanie
Dystans całkowity: | 7337.39 km (w terenie 2128.45 km; 29.01%) |
Czas w ruchu: | 385:53 |
Średnia prędkość: | 17.17 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.00 km/h |
Liczba aktywności: | 171 |
Średnio na aktywność: | 42.91 km i 2h 32m |
Więcej statystyk |
- DST 108.85km
- Teren 30.00km
- Czas 05:44
- VAVG 18.99km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
o rany! nie zauważyłem,
Niedziela, 2 listopada 2008 · dodano: 02.11.2008 | Komentarze 0
o rany! nie zauważyłem, że tak szybko leci ten czas... cyk cyk cyk... mineło ładnych parę miesięcy gdy znów udało mi się zaliczyć skromniutka "seteczkę" ostatnia taka w lipcu... aż nie moge uwierzyć!, że tak szybko mija ten czas... no ale potwierdza się reguła: pracując na tzw. "budżetówce" ma się spoooooooooooooro wolnego czasu na rozwijanie swoich pasji, pracując prywatnie ma się tego czasu mniej, nie znaczy, że ten czas jest gorszy, mniej znaczy się, że lepiej "on" smakuje... choć z żalem patrze na kolegów śmigających w piątkowe przedpołudnie rowerkiem:)... dziś postanowiłem sobie trochę odbić...i tak te "kochane" dwa kółka poprowadziły mnie i Mariusza do Mirowa - Bobolic zawiozły, scieżakmi i dróżkami jurajskimi y przez Olsztyn, Czatachową do Mirowa, a dalej przez Bobolice, Niegową, Góry Gorzkowskie do Złotego Potoku i z powrotem klasycznie przez Zrębice do Cz-wy... późna jesień ciepło ok 17-18C sprawiło, że podróż szybko mnięła, o dużo za szybko... w Olsztynie jeszcze spotaknko z Poisonkiem i STi... i do domu czas wracać, zaczynać nowy tydzień, nowy tydzień który będzie lepszym bo przecież dzisiaj pojeździłem sobie na rowerku:)
Vmax=61km/h
buuuuuu.....:)
- DST 54.80km
- Teren 20.00km
- Aktywność Jazda na rowerze
no i znów było mi zimno,
Sobota, 18 października 2008 · dodano: 18.10.2008 | Komentarze 0
no i znów było mi zimno, a podobno przytyłem? więc i tłuszczyku, który by mnie bronił powinno być więcej... heh... ponieważ jutro jadę na zawody biegowe do Uniejowa k. Łodzi bieg na 10km, dziś wspólnie z Mariuszem trochę porowerowaliśmy: Cz-wa - Olsztyn - Turów:) - Mstów - Cz-wa Aleje...
- DST 47.79km
- Teren 44.00km
- Czas 04:03
- VAVG 11.80km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB Powerade Marathon
Sobota, 13 września 2008 · dodano: 14.09.2008 | Komentarze 0
MTB Powerade Marathon Krynica 2008 - Finał!... trochę parafrazując słowa św. Pawła napiszę - w dobrych zawodach pojechałem, wyścig ukończyłem... bo było strasznie zimno... tak przeraźliwie zimno, że prawie "zamarzłem"... Krynica dała mi popalić - w dzień po stan "przed gorączkowy, ból głowy i czuje, że coś mnie rozbiera" ale co tam polipyryna i myk pod kordełke... nie poddam się chorobie- bo wczoraj wygrałem ze samym sobą, ze swoją słabością jaką była walka z zimnem która okazała się dla mnie trudniejsza niż pokonywanie kolejnych wzniesień i zjazdów, "Zimno" z którym nie mogłem sobie dać rady... mówią, że "nie ma złej pogody jest tylko źle przygotowany człowiek" ale miałem założone najcieplejsze ciuszki (kurtka zimowa, ocieplana podkoszulka) a i tak nie dało rady, po prostu mój organizm zareagował obronnie na tak niska temperaturę i nie sposób było próbować przyspieszać, zwalniać i tak było mi zimno... niemal, że zerowa tkanka tłuszczowa to i czemu się dziwić przy prawie zerowej temperaturze...?:) - jadąc słyszałem swój i Współmaratończyków oddech i myślałem o przeszywającym mnie zimnie z którym nie mogłem sobie poradzić i zresztą nie poradziłem od 20km była walka o dojechanie, opuściły mnie siły...totalnie... z dwojga złego to wolę ulewę w Istebnej bo przynajmniej było ciepło!... nienawidzę zimna na rowerze! na szczęście udało się dojechać na metę, gdzie spotykam innych "zamarzniętych na kość maratończyków" po imprezie powrót do domu... półgodzinnych prysznic we wrzątku choć i tak go nie czułem...:) i jak odtajały mi palce ruszyliśmy na wręczenie nagród a po nagrodach w której jeden z częstochowskich bikerzystów zajął 10 miejsce w generalce... Gratuluje Daniel!... "after party"... trzebało się w końcu rozgrzać w tej Krynicy... oj a działo się... Kaiser, Grzegorz Golonko, Joanna Jabłczyńska i inni znani w Polsce "fanatycy rowerów" kilkaset osób w Węgierskiej Górce i przy trunku jeden temat... zgadnijcie jaki?... niestety ja jak zwykle najwczesniej zakończyłem imprezkę - jedno piwko mi wystarczyło i poszedłem spać...ale i tak słyszałem nie którzy się pobawili się ostrzej... po oficjalnym Finale w Krynicy to już koniec sezonu maratonowego w Powerade Mtb Matarhon 2008... startowałem w Głuszycy - defekt i płacz przed Wielką Sową, ulewna Istebna będąc w pełni sił zabrakło klocków i nie pojechałem tak jakbym chciał, no i na koniec Krynica - uraczyła mnie swym zimnem, okropnym zimnem! które.... oj... sobie na długo zapamiętam... wiele przygód i na długo jest co wspominać maratony Grześka są wyjątkowe bo nie należą do łatwych, każdy zapamiętasz, każdy jest walką z Czymś Innym z Czymś Nowym, dzięki temu poznajesz siebie... sezon uważam za Udany bo udało się wystartować i zebrać doświadczenie, w tych maratonach których chciałem, zdobyte doświadczenie w bólach mam nadzieję zaprocentuje w kolejnym sezonie startów, do startów do których ciężko będzie się przygotować ze względu na charakter pracy, ale czy radząc sobie tyle razy nie poradzę sobie i z tym?:)... a Góry? przed Górami chylę czoła swą potęgą uszczęśliwiają człowieka gdyż uczą go Pokory i pozwalają mu znaleźć dystans do samego siebie...
a czytając to zastanawialiście się po co To robić? spróbujcie sami... bo kolarstwo górskie jest czymś fantastycznym, czymś co poczujesz Tylko wjeżdżając rowerem w Góry - Takie Prawdziwe Góry, które zaczynają się na południu Polski a Wyżyna Krakowsko-Częstochowska jest jedynie wstępem do Nich...
Oficjalny czas: 4:05:15.372 160/258 w open, 72/90 M2 - słabo no ale cóż, przynajmniej jest co poprawić;)
ps. mój rowerek ma już przeszło 10000km, którą przebiłem na Jaworzynie 1114 m.n.p.m. podczas maratonu w Krynicy - fajnie co nie?:)
Beskid Sądecki - to w tych Górach rozegra się ostatni z serii Powerade Marathon w tym roku
...no to Finał tego sezonu!
w tle widać miasteczko, i zrazem miejsce startu na rynku w Krynicy Zdrój
...3...2...1...START
z trasy wyścigu... nie znany mi Kolega Maratończyk za mną - pełen luz:D
jakiś 'poisonek' przede mną?
ku słońcu...
nie dogonią mnie...
podjazdy...
a jak podjazd to i zjazdy...
niecałe 5km do mety... przy zjeździe do miasta...
META...!
a po zawodach...kilka zdjęć z Krynicy... - podium
dzień wcześniej podjeżdżaliśmy pod tą małą górkę... jaką jest Parkowa Góra... tym razem podejście... a i przyznaje górka w granichach 900m to mała górka...
nocleg...:) zaznaczam Tani nocleg...
w domu zdrojowym z Pawłem uzupełnianie płynów... tak na marginesie ohydna ta woda;/
krynickie zabytki
rower w lepszym stanie niż po Istebnej...
mapa - przebieg trasy
profil wysokościowy
- DST 76.94km
- Teren 30.00km
- Czas 03:51
- VAVG 19.98km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
o jak mi się humor poprawił
Sobota, 30 sierpnia 2008 · dodano: 30.08.2008 | Komentarze 1
o jak mi się humor poprawił gdy po ciężkim tygodniu w końcu mogłem się zrelaksować wśród ciszy i bliskości natury - serce pęka i cierpi jak na rowerku mało śmigam... dopiero teraz wiem ile tracę... w sumie to nie będę już narzekać bo to przejściowa sytuacja <tak sobie tłumaczę> - taka praca a "Ta Pasja" swoje też kosztuje... wkrótce w pewien sposób zdrowo sobie to odbije:)... a może kiedyś awansuje i będę miał bardziej ludzkie godziny pracy a przez to więcej czasu na uprawianie swojej rowerowej pasji...? bo do pełni szczęścia potrzeba mi tylko "dwóch kółek" no i może jeszcze paru drobnostek w tym jednej Wielkiej Sprawy... mmm... jak to człowiek w tej tygodniowej "szczurzej pogoni" nie ma czasu na chwile przejechać się i spokojnie pomyśleć...:) a dziś następująca traska w towarzystwie Sforzy: produkt tak sztandarowy jak Coca Cola w ofercie The Coca-Cola Company czyli ujeżdżamy na Złoty Potok... przez Olsztyn, Zrębice, Przymiłowice i z powrotem bardzo podobnie...:) wracając do domku spotykamy największego mi znanego rowerowego obieżyświata samegooooooo.... Jurczyka:) który już wrócił ze swoich Wspólnotowych wyjazdów rowerowych docierając ostatnio aż do Rzymu (Szacuneczek!) i jak to pięknie i szczególnie blisko mi stwierdził, "że wszędzie dobrze a u Nas najlepiej" dodałbym tylko, że na siodełku rzecz jasna;)
- DST 50.00km
- Aktywność Jazda na rowerze
po pierwsze nie wyspałem
Niedziela, 24 sierpnia 2008 · dodano: 24.08.2008 | Komentarze 1
po pierwsze nie wyspałem się, po drugie ostatnio za mało rowerowałem, po trzecie padł mi licznik co mnie zdeprymowało... po trzwarte trafiłem na za mocnych no i suma sumarów = padłem... dziś w 6 porowerowaliśmy... tzn porowerowali Oni bo ja zdechłem po dwutygodniowej przerwie... fajna trasa na trening, szybkie tempo, zajefajnie... dzięki Paweł! no cóż trzeba trochę zadbać o Siebie i zacząć myśleć o Krynicy... oj kurde jak głód złapie na trasie potrafi dokuczyć... na pocieszenie miałem za co kupić bo mam szczęście do pieniędzy:)
- DST 55.86km
- Teren 52.00km
- Czas 04:54
- VAVG 11.40km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
MTB Powerade Marathon
Niedziela, 10 sierpnia 2008 · dodano: 10.08.2008 | Komentarze 3
MTB Powerade Marathon - Istebna 2008 dystans Mega 60km. Beskid Śląski. Zaczeło się w piątek po godz. 18, Krzysiek, Paweł i Ja, pakujemy nasze rumaki do zielonej nubiry, zapowaidane są deszcze lecz Nas to nie przeraża i ruszamy w kierunku Wisły... ok 21 z minutami jesteśmy na miejscu - Moje Góry. Rejestracja... widząc że w górach padało zmieniam dystans z giga na mega... jak sie później okaże to była bardzo dobra decyzja... sobotni poranek poczatkowo budzi Nas więcej niż dobrą mżawką... zostawiam chłopaków i o 7 śmigam rozejrzeć się po Koniakowie tamże mieliśmy nocleg, robię drobne zakupy na śniadanie i po lekkim posiłku ruszamy z chłopakami na miejsce startu przy amfiteatrze... zaczyna padać coraz bardziej... pierwsi o 10 ruszaja gigowcy my wystartujemy w godzine później... pada coraz mocniej... to już nie jest deszcz to już momentami jest ulewa! mimo to kilkuset śmiałków staje na lini startu i punktualnie o 11 ruszamy! 3...2...1... start! pierwsze 2 km są takie same jak w zeszłym roku lecz później trasa odbija... pada już na całego... uliczkami, szlakiem leją się strumienie wody... niektórzy zawodnicy zaczynają wycofywać się z maratonu a to dopiero 30min jazdy... Góry w takich warunkach okażą się bardzo groźne... początek jade z Pawłem po czym na 5 km musze zdjąć okulary probuje je wycierać ale będąc cały mokry nic to nie pomaga gdyż parują jeszcze bardziej... Paweł trochę mi odjechał i ruszam w pościg za Nim... w międzyczasie ostatni raz na trasie spotkam się z Krzyśkiem... niesamowicie leje... półmetrowe kałuże! trasa staje się niesamowicie niebezpieczna a wyścig bardziej przypomina walkę z samym sobą i siłami natury... jak to mówią "nie ma złej pogody jest tylko żle przygotowany człowiek"... sprzęt na 20km zaczyna szwankować a do mety jeszcze 40km! Pierwsza większa górka zaliczona (Wielki Stożek 978m.n.p.m.) i zaczyna się masakra! zjazdy... ipierwsze ofiary wyścigu ratują GOPR-owcy i Strażacy... dosłownie minutę przede mną chłopak łamię rękę... Istebna jest trasą techniczną a przy takiej ulewie wymaga maksymalnego skupienia... jest ślisko, szybko i niebezpiecznie na zjazdach... zbliżam się do pierwszego bufetu... wjeżdżając na asfaltowo szutrowy zjazd jest zakręt o 90 stopni... rozpędzony do ponad 30km/h próbuje hamować, tylko , że nie mam czym.... brak hamulców! przed sobą mam kilka wystających półmetrowych słupków na milimetry je mijam wpadam na jakiś nasyp lot przez kierownice i miękkie lądowanie u górala pod płotem zbieram sie szybko i dojeżdżam do bufetu... tam przekonuję się jak wielkie miałem szczęście... chłopaka z rozwaloną nogą zabiera karetka! ciśnienie i adrenalina zaczyna być coraz większa... Istebna zbiera żniwo! na bufecie korzystając z pomocy czechów jak i innych osób probuje podciągnąc vbrake-i ... niestety nie mam ze sobą zapasowych... dojeżdża Paweł i razem ruszamy dalej... na początkowym podjeżdzie na Wielką Czantorie(995m.n.p.m.) do końca już się nie spotkamy... deszcz nie daje za wygraną błoto po ośki... scieżki wypłukane... no i zaliczam kolejną glebę... na szybkim singletracku nie opanowuje roweru i kładę się na prawą stronę sunąc 4 metry rower przedemną a ja za nim.... niektóre zjazdy w tych wraunkach są tak niebezpieczne ze musze schodzić z rowerem nie ja jedyny jestem któremu się skończyły hamulce... ludzie tracili nawet tarczówki! znosząc rower z górki znów się poślizgnołem tym razem ja lece pierwszy w dół a rower za mną jak dostałem w korzonki i po głowie to aż k... podskoczyłem...:) mimo wszystko zbieram się i napieram dalej... trasa zaczyna być coraz "przyjemniejsza" jeżeli można to tak nazwać... przy drugim bufecie ustaje padać... czując że jade w środku stawki szybkie opłukanie przerzutek Kroplą Beskidu i co sił w nogach ostatnie 10km do mety... mijam jeszcze kilku zawodników, jednego "biedaka" ratuję batonkiem... najpierw mnie wyprzedza ale później puchnie... do mety coraz bliżej ostatnie 400m przejazd przez rwący strumyk (strumyk to może był przed tymi deszczami, bardziej to przypominało rwącą rzekę) oczywiście chcąc dogonić jeszcze jednego klienta kończę w rzece cały do niej wpadając... dojeżdżam na metę - JESTEM SZCZĘŚLIWY bo jadąc przeszło 40km bez hamulców i na 1 i 3 blacie bo drugi cały starciłem UKOŃCZYŁEM! miejsce 105 na 202 którzy ukończyli MEGA... łącznie wystarowało 450 osób ukończyło 360! w kilkanaście minut po mnie dojeżdźa Paweł cieszymy się jak dzieci... i z niecierpliwością wygłądamy Krzyśka...? Niestety w pół godziny później dociera do Nas smutna informacja, że Krzysiek miał wypadek na trasie maratonu i został przetransportowany do szpitala w Cieszynie... jak się później okazuje pęknięcie miednicy i uszkodzenie panewki... jest nie dobrze... oprócz niego kilkanaście osób na ortopedii z różnymi połamaniami... MASAKRA... to że rowery zniszczone szybko się zrobi i smutku nie przysparza ale niestety kumpel na kilka tygodni w szpitalu:(.... podsumowując startując w Istebnej to trzeba mieć zdrowo na... pod kaskiem decydując się na start na jedenej z najtrudniejszych technicznie tras maratonowych w Polsce przy kilkugodzinnym oberwaniu chmury...:) no ale taki już jestem, że szukam hardcorowych wyzwań... adrenalina uniezaleźnia:D
wskazania licznika: Trip=55.86 (reszta do 60km na nóźkach:)) Time=4:54min Vmax=50km/h Vśr=11.39km/h Oficjalny czas na mecie 05:12:27.871
Poniżej kilka zdjęc przedstawiających trase i zdjęcia uczestników w tym moje z trasy maratonu...
Nasza Ekipa - Wyjazd
przebieg trasy
profil wysokościowy trasy
tuż po starcie
a tak to wyglądało
na takim czymś radziły sobie tylko nobby nici - o jak dobrze że je kupiłem!
nawet zawodowcy mieli problemy...
to nie żart, tak wyglądała połowa trasy!
na takim czymś radziły sobie tylko nobby nic - o jak dobrze że je kupiłem!
Istebna zdobyta po raz drugi!
błotna maseczka...:)
rower nadaje się tylko do serwisu...:(
prawie czyste niebo w Niedziele - domek w którym nocowaliśmy, tanio i bardzo fajni Gospodarze - Koniaków
- DST 73.02km
- Teren 20.00km
- Czas 03:17
- VAVG 22.24km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
co można robić w piątkowy
Piątek, 1 sierpnia 2008 · dodano: 02.08.2008 | Komentarze 0
co można robić w piątkowy wieczór w Cz-wie? tylko z niej wyjechać... nie to, żebym nie lubił Swojego miasta, ale zebrała się nas grupa liczniejsza niż w którykolwiek dzień o "normalnej" porze, więc skoro tak, to w składzie 7 osobowym: poisonek, outsider, sforza, sti, lukas, damian i ja o godz. 21.01 wyruszyliśmy w kierunku na Złoty Potok, normalnie do Olsztyna i dalej jadąc w większości terenem przez Sokole Góry a później od Zrębic na czerwony i Aleją Klonową dojeżdżając nad Staw Amerykan w Złotym Potoku, tam chwila integracji...:) i przed północą myk przez Siedlce, Zrębice, Biskupice, Olsztyn do Czewki... chwile po godz. 1 w domku kładę się spać, zadając sobie pytanie "Czy ja przypadkiem na jawie nie jechałem?" - fajny wyjazd... światełko bardzo za słabe...cóż trza będzie przed następnym "najt rajdingiem" w nowy "lajt" zapotarzyć się:D... mam nadzieje, że tym co zaliczyli "klasyczne otb" nic się nie stało i za jakiś czas razem a może w większym gronie ruszymy "lasem ciemną nocą" - przed siebie.... DZIĘKI też wszystkim za oświetlanie drogi, bo bym jechał jeszcze wolniej...
ps. zdjęcia zamieszczam dzięki uprzejmości lukas-a
- DST 60.33km
- Teren 8.00km
- Czas 02:55
- VAVG 20.68km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
pod wieczór razem ze
Środa, 30 lipca 2008 · dodano: 30.07.2008 | Komentarze 0
pod wieczór razem ze sforza "popendałowaliśmy" w kierunku lotniska w Rudnikach: Cz-wa (Lasek Aniołowski) - Rudniki - Rędziny - Konin - Mstów - Przeprośna Górka - Frytkolandia...:)... no i coby w weekend pogoda dopisała bo szykuje się jazda...
- DST 210.17km
- Teren 150.00km
- Czas 10:28
- VAVG 20.08km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
[KRAKÓW] Czerwonym Szlakiem
Sobota, 26 lipca 2008 · dodano: 26.07.2008 | Komentarze 2
[KRAKÓW] Czerwonym Szlakiem Orlich Gniazd (w 90%)... drugi raz w tym roku przeszło 200km i niewiele brakło do poprawy życiówki... a tam gdzie się dało unikaliśmy asfaltu wjeżdżając w teren... ale po kolei... wszystko zaczęło się o 3 rano! (jeszcze tak wczesniej nie wstawałem, i do takich poświęceń jestę gotowy - tylko żeby pokręcić rowerem!) o 4 rano PKP Raków i razem z 'nowym' (zapomniałem imię) 4:18 ruszamy w kierunku Krakowa, na Odrzykoniu dogania Nas "zaspany" outisder, kręcimy do Zrębic gdzie wjeżdżamy w teren, a będzie go dziś pod dostatkiem... terenu i błota wspomnę, wcześniej w Biskupicach rozstajemy się z 'nowym' i razem z outsiderem ruszamy w dalszą podróż, pomysł był taki: do Krakowa czerwonym rowerowym orlich gniazd z powrotem do Czewki asfaltem, i może byłoby to możliwe gdyby nie ja:( do Mirowa szło szybko i sprawnie tamże pierwszy dziś postój i zamówiłem sobie kawę, jak sie okazało załatwiła mnie na cacy, z racji tego ze nie pijam kawy (mogłbym wymienić i policzyć na jedenj ręce gdzie i kiedy), to pierwszą w tym roku postanowiłem wypić właśnie tam, po niecałych 30 min ból głowy i zbierało mnie na "wymioty" męczyło mnie tak silnie, że w akcie desperacji dojeżdżając do Podzamcza, ukradkiem w krzaczki i dwa paluszki... o szczegółach pozwolicie, że dalej nie napisze... trochę pomogło ale na tyle mnie wymęczyło, że bardzo opadłem z sił... tylko dzięki Outsiderowi dowlokłem się do Krakowa, popołudniem w miarę upływu czasu samopoczucie poprawiło mi się, że w przypływie chwili powiedziałem outsiderowi, "wracamy, dam radę!" ale po konsultacji wycofaliśmy się z tego pomysłu... do Krakowa Szlakiem Orlich Gniazd i powrót asfaltem - jest Mega wyzwaniem, jeszcze nie na moje siły... a kto spróbuje będzie miał olbrzymią satysfakcię, no cóż powrót już pociagiem... nie wziołem aparatu bo wiedziałem, że nie będziemy się dziś "szczypać z jazdą", ludzie widząc Nas nie wiem czemu nie mogli się nadziwić naszemu widokowi...? no co! że trochę błotka na twarzy i tu i ówdzie to takie dziwne?... hehe najlepsze było w Krakowie, komentarz pewnego eleganta był na tyle mało sympatyczny, że mieliśmy go ochotę opluć... nie ładnie nie które "Polaczki" zachowują się gdy widzą ludzi ubranych przez Naturę... podsumowując = dzień miło spędzony a najważniejsze z tego wszystkiego to, to "że środowisko kolarzy jest fantastyczne, zawsze można na nich w trudnych chwilach liczyć, co przywraca w wiarę człowieka"... Vmax=65km/h (chyba rekord sezonu, ale czy to takie ważne...)
- DST 101.63km
- Teren 65.00km
- Czas 04:57
- VAVG 20.53km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
po co się bierze "dzień wolny"
Środa, 16 lipca 2008 · dodano: 16.07.2008 | Komentarze 0
po co się bierze "dzień wolny" z pracy?... odpowiedź nasuwa się jedna - po to by jeździć na rowerze!:D ponieważ ostatnio mój rowerek nie był "pieszczony" "za kare gdyż nie spsiał się w Głuszycy" postanowiłem mu wybaczyć i z rana trochę go "odkurzyłem" a już popołudniem pojechałem podpompować amorek po drodze spotykając poisonka, pitera, a nawet w cywilu michaila... zamieniliśmy parę słów i dowiedziałem się że niektórzy mają w planach piękne eskapady po Polsce w najbliższym czasie...ehhh zostało mi tylko pomarzyć... moje wyjazdy na ich tle to tylko przejażdżki i takowa to dziś była: o 16.30 (znów się spóźniłem 16.40 - pardom) spotkanie z sforzą i obieramy kierunek Złoty Potok ale ustalamy że dziś w przeważającej części będzie obijanie "tyłka" w terenie, tak więc myk na Kręciwilk koło stacji rozrządowej na czarny pieszy do spotkania z zielonym przez Dolne Lipówki, u podnóża Sokolich koło stajni Biały Borek i dalej juz nie szlakem myk w las na Polusową Górę do Krasawy II tam na czerwony rowerowy i odbijamy na żółty pieszy (fantastyczny odcinek tego żółtego z Suleszowic do spotkania znów z czewronym rowerowym w kierunku Ostrężnika) i od Ostrężnika przejazd szlakiem "Ku źródłom" i powrót Aleją Klonową przez Siedlec niebieskim rowerowym kierujemy się na Zaborze stamtąd jakimiś ścieżkami w lesie na Poraj a dalej standardowo przez Dębowiec szlakiem dębowcówka kierunek na hutę i do domku...
aha zapomniałbym bo będąc w Zlotym Potoku... obserwujemy przygotowania do zaczynającego się już jutro Jurajskiego Lata Filmowego, ale najciekawsze zobaczyliśmy tuż za Stawem Amerykan, podobnie jak przy ogrodzienieckim zamku (Podzamcze) powstaje Jurajski Park Linowy gdy wkrótce go otworzą kolejna komercyjna atrakcja w Złotym Potoku - nawet fajna, to też przyciagać będzie turystów których więcej i więcej... Vmax=52km/h
przygotowania do Festiwalu Filmowego
uruchomili "sikawkę" przy dworze krasińskich
wśród polskich pól i szumu świerszczy o zachodzie słońca...