Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi damzac z miasteczka Myszków. Mam przejechane 14413.44 kilometrów w tym 3300.38 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.81 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie. button stats bikestats.pl

Statystyka: button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy damzac.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 201.84km
  • Teren 90.00km
  • Czas 10:45
  • VAVG 18.78km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

...od wtorku myślałem o niedzieli,

Niedziela, 6 kwietnia 2008 · dodano: 06.04.2008 | Komentarze 2

...od wtorku myślałem o niedzieli, a ten dzień miał wyglądać trochę inaczej, pobudka godz 4 o 5.10 już na stacji i 5.18 w pociąg do Krakowa, a dalej zwiedzamy z ekipą Forumowiczów Wadowice i z powrotem rowerem do Cz-wy, no i prawie wyszło... o 4.50 wyjechałem na stację, 5.08 bylem na Częstochowa Osobowa, tam lekkie rozczarowanie nikogo z Forumowiczów nie było, jednych wiedziałem, że nie przyjadą innych odstraszyły chyba mokre drogi z rana, dlaczego one były mokre nie wiem ale na pewno jak wyjezdzałem nie padało poprostu były mokre, ps. mówiłem że nie będzie padać? no i nie padało cały dzień... więc spokojnie można było jechać. no ale nie ma czego żałować...Niestety nie wsiadłem w pociąg brak mapy a z Krakowa orientuje sie tylko jak dojechać na czerwony rowerowy i dalej do Cz-wy a ponieważ wycieczka takowa jest dopiero w planach postanowilem sobie odpuscic - Kraków... gdy pociąg odjechał przystanołem na murku obok naszych rodzimych śpiących pijaczków i spoglądając na nich zastanawiałem sie co dalej robić, wracać do domu po tym jak wstałem o 4 rano? (ledwo mi to przez "kask" przechodziło, a co powiedzą w domu? na pewno śmiech...) a może jechać dalej? a jesli tak to gdzie? mial to być długi rowerowy dzień a krótkie-bezsensowne kręcenie się nie ma sensu, więc przypomniały mi się relacje z prasy i tv o Górze Birów i tamże rekonstrukcji tamtejszego grodu obronnego przy okazji dawno nie byłem już w Morsku i Ogrodziencu, no więc ciemną nocą postanowiłem ruszyć gdy wjeżdzałem na Kręciwilk pierwsze co mnie "uderzyło" to niesamowita cisza bez samochodów bez ludzi, i ten szalony koncert budzących się ptaków a koncertowały tylko dla mnie aż do samego Złotego Potoku (nie to żeby później przestały ale nie było to tak słyszalne, momentami wśród zgiełku ludzi i samochodów, mówie wam jak fajnie się jedzie 3 godziny tak blisko a jednak z dala od cywilizacji), wczesniej ok 6 byłem w Olsztynie starą utartą scieżką, zupełna cisza, pierwszy spotkany samochod to podmiejski autobus kierowca jechal tak jakby jeszcze sie nie obudził... słońce zaczyna wschodzić znad zamku... towarzysząca mi cisza i świeżość powietrza trwały przez kolejne kilometry, po drodze spotykam sarny, wiewiórki, zające, łowne ptaki, sowe i cały inny leśny zwierzyniec który się budził aż do czasu Wjazdu do Złotego Potoku i ciut dalej..., słoneczko coraz wyżej i smielej zaczyna przedzierać się nad horyzontem...a w ciągłej leśnej mgle nogi same dawały, jakżeż tu dalej nie jechać... Wczoraj byłem gościem przyrody która przytulała mnie jak "matka" i dodawając radości w tej "samotności długodystansowca" pozwalała cieszyć się beztroską "dziecinnością jazdy", ok 9 wjeżdżam do Mirowa, przejezdzając przez Bobolice ta sama przyroda tylko bardziej udomowiona w postaci psa nieźle mnie wystraszyla, wyobraźcie sobie: jade... rozmarzony delektuje sie swiezymi wiosennymi podmuchami wiatru i otaczającymi mnie widokami a tu z za tylniego koła wyskakuje mi wilczór czając się na moje kostki, moje Hrmax w tym momencie osiągneło maksimum... i szybko sie obudziłem z "porannego snu rowerzysty" bo to z psami o tej porze jeszcze nie miał być koniec... za jakies 5km znow stoczyłem na szczescie zwycieski wyscig z wilczurkiem... uff rozgrzalem sie...a były jeszcze dwa szczekliwe pieski, ale to już pikuś:)... w Mirowie pokrazylem troche po okolicach m.in Włodowice, Zdów (musze to sprawdzic na mapie) i dalej ruszyłem na Morsko ok 11 sniadanie na górce słońce miło przygrzewało plecy, zasłuzony odpoczynek po wspinaczce czerwonym a kazdy wie jak sie tam wjezdza... tam tez piewszy raz w tym roku widze mrówki!:) wracam na czerwony rowerowy i ruszam na Ogrodzeniec zostało jakies 15km... wieje coraz mocniej... dojeżdżając do Zamku rozgladam sie za jakas "paszarnią" nie widze nic bezpiecznego gdzie mozna zostawic rower to zwiedzam okolice a głodowi mówie "poczekaj chwile"... przygladam sie powstalemu tam parkowi linowemu i szalejącym nad ziemią ludziom, myśle sobie trzeba kiedyś tego spróbować, bo naprawde fajne...( http://www.adrenalinapark.pl/ cena ok 25zł) po krótkiej rozmowie z szefem parku gdy już wszystko wiedziałem, wypatrujac Górę Birów ruszam w jej kierunku, gdy dojezdzam cykam pare fotek uwaznie sie przygladam... i uwazam ze jezeli to ladnie wykoncza moze byc ciekawą atrakcją turystyczną... mówie krytykantom - bedzie sie podobac tylko musza wykonczyc!... głód wygrywa i wracam pod zamek, wybieram pierwszą lepszą karczmę "Jurajska Karczma" (www.karczmajurajska.com) lekkim i bezpardonowym krokiem przybłocony i spocony wchodze z rowerem do srodka, gdzie ludzie elegancko ubrani - jacyś turyści spoglądają na mnie z uśmiechem... pani z obsługi mówię, że "chce zjeść" ale rower musze miec na oku... jakże inaczej miło i chętnie mi pomaga, zapewniając najważniejszemu tutaj bohaterowi godne i bezpieczne miejsce... uspokojony mogę spocząć przy stole... godzinny odpoczynek wykorzystuje na uzupełnienie energii, kwaśnica + pieczone ziemniaki z rybką i surówką... no i w sumie moge wracać... ok 13 wyjeżdzam z Ogrodzienca, trasa powrotna od Podzamcza az do Złotego Potoku wyłacznie czewronym rowerowym... w Złotym tankuje tonica i rura Aleją Klonową, nie moglo jej zabraknąć, przez Zrębice, Olsztyn, Skrajnicę, do Częstochowy... jeszcze... na Odrzykoniu na trasie rowerowej spotykam Magnuma - pozdrawiamy sie i jestem już w mieście... ok 18 na wpół martwy wracam do domu, wchodząc po schodach zastanawiałem sie co ja taki zmęczony? gdy spojrzałem na zegarek lekko ponad 200km i przeszło 10godz 45min spędzonych na siodełku... z ledwością kąpie się, zjadam podwieczorny rosołek i słodko zasypiam... to był długi dzień... taki jak miał być... no i bardzo udany:)...dodam jeszcze że z Biskupic Vmax=62km/h, Vs=18.74 Time=10g45min i Dyst=201,48km. Resztę zdjęć można zobaczyć na http://damzac.fotosik.pl/albumy/408022.html
mała inspiracja + poranek:

wschód słońca:

asfaltową drogą o poranku:

leśna dróżka:





Komentarze
skibabike
| 12:51 wtorek, 8 kwietnia 2008 | linkuj Wycieczka jak wycieczka , ale wypracowanie ..... jak wolny temat na maturze (w znaczeniu pozytywnym ) , aż chęć człowieka nabiera na jurę
szczepan
| 23:57 poniedziałek, 7 kwietnia 2008 | linkuj Piękna wycieczka, widzę, że jednak nie uwierzyłeś Rafałowi, ja niestety niedziela bezrowerowo, awaria połączona z ogólnym brakiem czasu :/
ale spoko jeszcze damy radę pośmigać
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa odypr
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]